Są to wypisane w języku polskim i rosyjskim dokumenty umożliwiające Hieronimowi Kurylczykowi powrót wraz z rodziną do Ojczyzny, gdyż przed II wojną światową mieszkał w województwie wileńskim, które zagarnęli Rosjanie po 17 września 1939 roku, tworząc na jego części Republikę Białoruską.
- Wiem od mojej mamy, Heleny Kurylczyk-Pulwin, że zdobycie tych zezwoleń było bardzo trudne. Należało bowiem udowodnić, że jest się Polakiem, czyli okazać przedwojenne dowody osobiste, które Rosjanie konfiskowali. Szczęśliwie mój dziadek Ksawery Bielski zakopał je w ziemi. Kto tego nie dokonał, musiał pozostać na miejscu i przyjąć obywatelstwo białoruskie, podlegając tym samym drakońskiemu prawu komunistycznego reżimu Stalina, co często kończyło się utratą nie tylko dobytku, ale i życia – opowiadał Bogumił Kurylczyk podczas piątkowego (8.09.2023 r.) spotkania z dyrektorem Zespołu Szkół Maciejem Rydzewskim oraz Joanną Mączkowską, z którą współpracuje od lat przy opisywaniu tajemnic Kalisza Pomorskiego. Te kolejne pamiątki związane z jego rodziną wzbogacą prezentowane w Izbie eksponaty pochodzące od polskich osadników przybyłych do Kalisza Nowego, jak nazywał się tuż po roku 1945 Kalisz Pomorski.
Z przekazanych dokumentów wynika, że Hieronim Kurylczyk był kierownikiem całego pociągu transportującego w bydlęcych wagonach polskie rodziny do Ojczyzny. Wyruszyli, z wówczas już białoruskiej miejscowości Głębokie w połowie kwietnia 1946 r., a do Kalisza Pomorskiego poprzez Warszawę, Inowrocław, Częstochowę, Poznań i Piłę dotarli dopiero po miesiącu. Po miesiącu spędzonym w zatłoczonych wagonach, gdzie wspólnie przebywali nie tylko ludzie, ale również ich inwentarz: krowy, konie, świnie i drób. Jak zapisała w swoich pamiętnikach Helena Kurylczyk te trudy były jednak niczym wobec radości z powrotu do Polski i z ocalenia życia.